niedziela, 29 listopada 2015

Przedświątecznie

Poczucie czasu jest względne. Bo czyż wiele razy nie mieliśmy tak, że wydarzenia sprzed roku wydawały się jakby były przed chwilą? Albo mijało wiele czasu, wiele spraw szło w zapomnienie i przedawnienie a w rzeczywistości mieliśmy za sobą zaledwie miesiąc?

Dziś uświadomiłam sobie, że mam za sobą pierwszy kwartał blogowania. Przecież to niewiele zważywszy na to, że czytam niektóre blogi prowadzone regularnie przez wiele lat. A mnie się wydaje, że to tak wiele czasu minęło od pierwszego posta. Pamiętam, był koniec sierpnia i kończyły się wakacje, było bardzo ciepłe późne popołudnie, gdy założyłam swój wirtualny dziennik.

Dlaczego to zrobiłam? Bo nie mam przy sobie nikogo komu mogłabym się pozwierzać, a mam ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie pewnych myśli, odczuć, zwerbalizowania emocji. Ktoś pomyśli, czemu nie pogadam z przyjaciółką? Bo nie mam. Mam oczywiście grono koleżanek, które z wiekiem się stopniowo uszczupla, bo pochłaniają je sprawy dzieci, zawodowe, rodzinne, zdrowotne, domowe. Takie życie. Rodzinę mam daleko, bo przyjechałam tu kiedyś na studia i tak jakoś mi się zostało. Po rozwodzie rozważałam nawet powrót w rodzinne strony. Ale tutaj mam pracę, tutaj urodziły się dzieci i nie chciałam wywoływać rewolucji w ich życiu. Uznałam, że dostatecznie dużą zmianą jest rozwód rodziców i zniknięcie ojca z domu, co w dalszej kolejności zaskutkowało także wyprowadzką i zmianą miejsca zamieszkania.

No więc piszę. Miał to być dziennik, pamiętnik itp. Jednak pomimo, że czuje się tu anonimowa, to jakoś boję się odkrywać wszystkiego. A miałabym o czym pisać.....

Listopad to był dla mnie ciężki miesiąc. Wiele się działo. Głównie przykrych rzeczy. Mimo, że wiele było fajnego, to jednak te problematyczne zdominowały całą resztę. Głównie to problemy w związku. Tak to jest jak każde ciągnie w swoją stronę i próbuje udowodnić, że nie da się ustawić temu drugiemu. Z tego potem rodzą się kłótnie, a czasami nawet wielkie awantury.

Wiem czego chce i czego oczekuję od związku. I co z tego? Jak potem i tak zawsze odpuszczam, ustępuję. Miłość jest ślepa i głupia. Z potrzeby bycia kochaną zgadzam się czasami na rzeczy, których nigdy bym nie zaakceptowała u innych. Ale takie są konsekwencje związku z dużą różnicą wieku. Dodam, że to ja jestem tą starszą. Nie czuje swoich lat. Pesel mi o tym przypomina. Wiem, że każda kobieta będąca w takim układzie powie to samo. Więc nie zamierzam się tutaj bronić wyświechtanymi hasłami w stylu: "nie wyglądam na swoje lata", "nie umiem się dogadać ze starszymi facetami", itp. Początkowo sądziłam, że to będzie przygoda, wyszło inaczej. Generalnie jest super. Czasami jednak odczuwam tę różnicę dość boleśnie. Jest jak jest. Czas pokaże co z tego wyjdzie.  

A dziś zaczął się Adwent. Zostały więc tylko 3 pełne tygodnie do świąt, a ja jakoś w tym roku nie odczuwam tej typowej świątecznej magii. Niby pojawiły się w tv reklamy i ozdoby świąteczne w sklepach, ale w tym roku jakoś mnie to nie wkręciło w nastrój. Czasami pod koniec listopada robiłam już listę zakupów, żeby powoli i stopniowo gromadzić niezbędne artykuły i  nie biegać potem na ostatnia chwilę. Czasami o tej porze miałam już przygotowane prezenty pod choinkę. A tym razem nic. Ups....

środa, 18 listopada 2015

Pogodowe zawirowania

Odwożąc każdego ranka córkę do szkoły obserwuję inne dzieci i zadziwia mnie zachowanie niektórych rodziców.
Widzę bowiem dzieci ubrane w kozaczki, puchowe, grube kurtki, czapki i szaliki, przy 13 stopniach temperatury...! Z jednej strony rodzice przegrzewają dzieci, a potem dziwią się, że one chorują. A z drugiej jeśli rodzice tak ubierają dzieci przy 13 stopniach, to co im założą gdy będzie -13?

Ludzie przyzwyczaili się, że jak mamy listopad to znaczy że jest prawie zima i trzeba wyjąć zimowe ciuszki. A przecież powinniśmy się już przyzwyczaić do tego, że coraz częściej mamy anomalie pogodowe i trzeba przede wszystkim sugerować się temperaturą za oknem, a nie datą w kalendarzu.

Bo jesień tego roku jest wyjątkowo łagodna. Przynajmniej tak mamy tu nad morzem. Długo było pięknie, słonecznie, ciepło. Teraz choć deszczowo, to nadal jest ciepło. Już nie pamiętam takiego listopada żeby przez większość dni w miesiącu temperatury przekraczały 10 stopni.

Jak dla mnie taka pogoda jest super. Nie lubię marznąc, więc zimą o ile śnieg mi nie przeszkadza, o tyle nie lubię gdy jest bardzo zimno. Poza tym, gdy jest tak ciepło mniej kosztuje mnie ogrzewanie.

Uogólniając więc jest całkiem przyjemnie

P.S. Schudłam już 2 kg. Wiem, że szału nie ma, ale to i tak dobre, zważywszy na to, że nie katuje się głodówką i morderczymi ćwiczeniami. Po prostu odstawiłam cukier i jem mniej i rozsądniej. 

A za tym nawet już chyba nie tęsknię...

czwartek, 12 listopada 2015

Jesienna melancholia

Tegoroczna jesień mi jakoś nie sprzyja. A dziwne... Bo jest wyjątkowa. Długo była piękna, złota, słoneczna, ciepła. Teraz choć już wcześnie ciemno, szaro, bez liści, deszczowo, to nadal ciepło. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek w połowie listopada termometry pokazywały kilkanaście stopni. Nawet 17.

I mimo takiej sprzyjającej aury, to jednak dopadła mnie jesienna melancholia. Jakoś tak mi smutno, nic nie cieszy, czuję jakąś taką nijakość, zniechęcenie, zobojętnienie. Może dlatego, że wszystkie dzienne, jasne godziny spędzam w pracy. Rano ciemno, potem szaro, gdy się przejaśnia jestem w pracy, a gdy wychodzę znów szaro i szybko znów ciemno. Wszystkie dni takie same, podobne do siebie. Nic się ciekawego nie dzieje, nic się nie zmienia. Monotonia. Nie ma się czym ekscytować. Może stąd to przygnębienie. Oby chwilowe, bo źle się czuje z takim nastrojem i stanem.

Tęsknię za latem. I niekoniecznie za upałami, ale po prostu za długimi dniami, kiedy miałam więcej energii i więcej czasu i mogłam więcej w ciągu jednego dnia zdziałać. Teraz nawet na zakupy nie chce mi się chodzić, bo nie lubię przebywać poza domem po zmroku.

Większość czasu pochłania mi praca i obowiązki domowe. Sklep, zmywarka, pralka, odkurzacz, mop, to słowa które najczęściej krążą ostatnio w mojej głowie. I dlatego wczorajszy dzień wolny od pracy w większości przeznaczyłam dla urody. Był peeling, maski, maseczki, odżywki, itp. Czy to pomogło? Ciału na pewno, jednak stan ducha nie uległ zmianie. Dziś może lepiej wyglądam, ale dzięki temu wcale lepiej się nie czuje.

Już połowa listopada. Jeszcze chwila a wpadnę w wir przedświątecznych przygotowań. Będą porządki, zakupy, kompletowanie prezentów. Może wtedy - będąc jeszcze bardziej zajętą - zapomnę o mojej melancholii. A nawet jeśli nie zapomnę, to już na pewno nie będę miała czasu o niej myśleć.

Tęsknię za ogródkiem. Zbieram pieniądze na opłatę za elektryczność na moim kawałku ziemi, która ma tam dotrzeć w przyszłym roku. Tylko czy mi to potrzebne? Kosiarkę mam ręczną, podkaszarkę spalinową, kawę wożę w termosie, nigdy nie siedzę na działce do nocy, żeby mi światło było potrzebne. Ale nawet jak uznam, że prądu nie potrzebuję to i tak muszę zapłacić prawie 200 zł. Taki jest koszt tzw. uzbrojenia działki. Ponoć przez to wzrasta jej wartość. Pomyślę. Mam czas na decyzję do końca roku.

A w wolnych chwilach nastrój poprawia mi towarzystwo naszego domowego zwierzaczka - królika. Jest uroczy. Prawie jak pies. Gdy wypuszczamy go z klatki reaguje na wołanie, biega po domu za najmłodszą, czasami wręcz chodzi przy nodze. Jest milutki, mięciutki, słodki. Trudno go nie lubić. Jest na pewno przez nas bardzo kochanym zwierzątkiem.



P.S. Odwyk od słodyczy trwa nadal. To już 22 dzień. Dla kogoś kto nie przeżył dnia bez ciastka, cukierka, słodzonych napojów, jest to naprawdę trudne. Do setki daleko. Niestety różnicy na wadze nie widzę. Może to więc wcale nie jest wina słodyczy?? Nic to, przynajmniej mam satysfakcję, że mam silną wolę.

niedziela, 1 listopada 2015

Wszystkich Świętych


Od wielu już lat w ten dzień odwiedzam anonimowe groby żołnierzy. W mieście, w którym mieszkam nie mam na cmentarzu nikogo bliskiego. Ale żeby zachować tradycję i sprawić by ten dzień wyglądał podobnie jak u większości Polaków zabieram dzieci na cmentarz i zapalmy znicze na grobach żołnierzy oraz małych dzieci. Ten pomysł z "małymi" grobami urodził się nam w ubiegłym roku. Idziemy na cmentarz do części gdzie są groby małych dzieci i wyszukujemy takie najbardziej zaniedbane, opuszczone, zapomniane, gdzie nie ma żadnego światełka i tam zapalamy znicz. Oprócz tego, jak co roku, wybieram się także z dziećmi na stary niemiecki cmentarz położony za miastem. Mamy tutaj takowe, gdyż mieszkam na terenach, które kiedyś zamieszkiwali Niemcy. Odkryłam go kilka lat temu podczas rowerowej wycieczki. Znajduję się tam kilkanaście grobów, a raczej pozostałości po nagrobkach. Trudno nawet odczytać nazwiska zmarłych.

Każdy zapewne przyzna, że dzisiejszy dzień to dla wielu ludzi dzień pełen wspomnień, zadumy, przemyśleń. Moje skojarzenia z 1 listopada są chyba nieco inne. Tego dnia każdego roku dziękuje Bogu za to, że mam rodzinę w komplecie. Myślę też o tych, którzy odeszli, ale przede wszystkim o tych, którzy po nich płaczą, tęsknią za nimi. Wierzę w to, że Ci którzy umierają przechodzą w tym momencie do lepszego życia, spokojnego, pozbawionego trosk, lęku, problemów. Myślę, że wraz ze swoją śmiercią oni nie cierpią, nie boją się. Największy dramat przeżywają ich bliscy, którzy zostają, cierpią, tęsknią, muszą nauczyć się bez nich żyć.