piątek, 12 maja 2017

Po przerwie....

Długo mnie tu nie było. Minęły dwa miesiące. Planowałam w marcu jakiś wpis. Nawet przygotowywałam sobie coś w głowie, ale marzec obfitował w wyjazdy. Najpierw w połowie dwukrotnie wyjeżdżałam do Poznania na szkolenie. Później odwiedziłam tatę w szpitalu. Niestety  stan był na tyle ciężki, że od 7 tygodni noszę żałobę....... Stąd też ta przerwa.
Nie byłam w stanie pisać o kwiatkach, pierdołach i innych mało istotnych sprawach w zderzeniu z tym co się stało.
Dziś jest lepiej. Dobrze - to długo jeszcze nie będzie, a tak samo jak kiedyś - to już nigdy.
W głowie i w sercu na zawsze zostanie mi obraz taty na motorze i jego wyjątkowo udane żarty. 

Ale życie musi iść dalej, więc są dzieci, Luby, dom, praca, ogród... I to pozwala trzymać się w ryzach...
W drugi dzień Świąt Wielkanocnych byłam razem z córkami w Poznaniu u syna.
Następne dwa tygodnie spędziłam w pracy prawie od rana do wieczora. I tak oto zrobił się maj.

Wyjątkowo spóźniona jest ta wiosna w tym roku. W kwietniu dwukrotnie były na tyle silne nocne przymrozki, że nowe pąki róż i hortensji szlag trafił. Mam nadzieję, że rośliny poradzą sobie z tym i wypuszczą nowe przyrosty.
Potem było cały czas zimno, mokro i wietrznie. Już dawno po maturach, a kasztany nadal nie kwitną. Jeszcze do wczoraj chodziłam w zimowej kurtce.
Dziś mamy prawie połowę maja i w końcu jest ciepło.

Pomimo bardzo zimnej wiosny i sporego opóźnienia w pracach ogrodowych udało mi się trochę nadrobić zaległości w czasie majówki, która była na szczęście okraszona stosunkowo ładną pogodą. Wiało mocno, ale wiatr nie utrudnia mi pracy aż tak bardzo jak deszcz i błoto. 

Ponoć ma być wyjątkowo ciepły weekend, więc postaram się go spędzić w ogrodzie. Teraz gdy nie ma taty, tym bardziej lubię tam być i pracować, bo wydaje mi się że jestem bliżej niego. On też miał działkę i bardzo kochał ten swój kawałek ziemi. To nas łączy, choć nasze koncepcje ogrodowe są odmienne, bo tata praktycznie nie miał ani kawałka trawnika, tylko drzewa, krzewy owocowe, truskawki i wszędzie gdzie się dało warzywa. Z własnego ogródka mieliśmy pomidory, ogórki, buraki, cebulę, pietruszkę, seler, marchewkę, kapustę, rzodkiewki, fasolkę, jarmuż. A wszystko w ilościach prawie hurtowych. Tata nie umiał posiać trochę. Na szczęście w altance była piwniczka i tam przechowywał skrzynki pełne płodów ogrodowych, które wystarczały nam na całą zimę i wiosnę, aż do kolejnych plonów. O kwiaty raczej nie dbał, jeśli były to były. Nowe sadziła, a potem o nie dbała mama.

Mój ogród jest zdecydowanie bardziej rekreacyjny. Warzyw zero. Jedynie jabłonie, wiśnie, grusza, krzewy porzeczkowe. Tyle w spadku po poprzednikach. Ja dosadziłam truskawki, borówki, agrest, maliny. No i mam dużo kwiatów.

W tym roku u mnie pojawiły się także nowe nasadzenia. Kolejne trzy borówki, berberys, krzewuszki, rododendron, kaliny, kolejne hortensje. A od miłego sąsiada Pana Michała otrzymałam lilaka. On porządkował swoje rabatki przy płocie i wykopał nowe małe odrosty. A że ja jestem "na dorobku" więc biorę co dają. Przyjęłam z radością, nawet nie pytając jaki ma kolor to cudo. Niech będzie niespodzianka. Udało mi się też pomalować bejcą moją ubiegłoroczną przybudówkę na narzędzia. Nabrała całkiem szlachetnego koloru. Rozszalałam się również z ogrodzeniami. Takimi małymi. Bowiem otoczyłam rollborderami co się tylko dało - rabaty kwiatowe, kącik kwaśnolubny (hortensje, rododendrony, azalie, wrzosy), krzewy owocowe, pola funkiowe wokół drzew. No i walczę z mleczem. To raczej syzyfowa praca. Ale wybaczam mu wszędobylstwo za ten słodki kolor.

W tegorocznych planach na schyłek wiosny i początek lata mam postawienie wiaty na miejscu dawnej szklarni. Miała się pojawić już w tamtym roku, ale jakoś się nie udało. Powstała narzędziówka.
Z tytułu śmierci taty dostałam z ubezpieczenia pewną kwotę. Nie są to jakieś duże pieniądze, ale pojawiły się niespodziewanie i poza planem na ten rok. Szczerze mówiąc to są niechciane. Wolałabym ich nie mieć, by mieć nadal ojca. Postanowiłam, że tę kwotę zainwestuję w ogród, w wiatę, rośliny, itp. Sprawię, że będzie tam jeszcze ładniej i jeszcze chętniej i więcej czasu będziemy tam spędzać. Bo właśnie tam moje myśli najczęściej biegną do Niego.

Nasze wielkanocne  poznańskie wspomnienia....

Restauracja w której pracuje mój syn

na tym osiedlu mieszka
otoczenie na przystanku tramwajowym
szkoda tylko, że nie było godz. 12 i koziołków
w tym uroczym miejscu jedliśmy obiad









A tu już migawki z ogródka
 







 

      

 


Ogródki działkowe pod różnym niebem... zdecydowanie bardziej wolimy to drugie
 


 Grad w połowie kwietnia, choć później padał tez 9 maja razem ze śniegiem
 
 
 Mój tort urodzinowy upieczony przez moją starszą córkę w asyście młodszej