poniedziałek, 23 maja 2016

Zadowolenie

Moje królestwo zmienia się.
I chyba po raz pierwszy od dawna czuję ogromna satysfakcję, bo widzę efekty.
Nie ma to jak praca zespołowa.
A wszystko dzięki pomocy Mojego Wybrańca. Tak, wiem, pisałam jakiś miesiąc temu, że finito, że pozamiatane, że tak lepiej. I jakiś czas trwała ta przerwa. Ale chyba uzależnienie jest silniejsze i odwyk nie wyszedł :). Celowo pisze to w takim żartobliwym kontekście, bo w tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak pośmiać się z samej siebie. Ileż to ja razy już zrywałam tę znajomość... I bynajmniej nie dlatego, że źle mi z Nim, ale głównie z obawy przed ewentualnym przyszłym końcem. Wolałam to sama zamknąć, żeby nie zostać porzuconą, z rozsądku. Ale jednak coś ciągnie... :) I dobrze, bo to naprawdę ktoś wyjątkowy. I dzięki jego pomocy wiele się dzieje w moim Raju. Piszę tu o tym, żeby kiedyś w przyszłości mieć czarno na białym, że powinnam być mu wdzięczna. Jego pasją jest motoryzacja i gdyby mógł to pewnie cały czas by siedział i dłubał w samochodzie. Ale to on często jest inicjatorem wypadów na działkę. Trzeba coś zrobić - robi, przewieźć,  przykręcić, wykopać, naprawić itp. nie ociąga się z robotą, nie odkłada na potem, tylko działa. A jak widzi w sklepie ładną roślinkę to kupuje, żeby mi sprawić przyjemność, bo wie że ten ogródek to moje oczko w głowie. I choć jego samego tak bardzo to aż nie kręci, to robi to wszystko, bo wie że dla mnie jest to ważne i chce mi pomóc. Głupia bym była gdybym odrzuciła taki kąsek...   

Wzdłuż jednej ściany fundamentu pozostałego po szklarni posadziłam dalie i clematisy. Mam nadzieję, że się przyjmą i zakwitną. Sadzonki clematisów są ze sklepu, a dalie dostałam od mojego uroczego sąsiada działkowego. Przesympatyczny straszy Pan, z którym często ucinam sobie pogawędki. Czuje, że przypadliśmy sobie do gustu i naprawdę się polubiliśmy. To dobrze, bo warto mieć za płotem kogoś, kto w czasie nieobecności dopilnuje "posiadłości", a może nawet podleje co nieco, gdy wyjadę.
Dookoła jednego drzewa zrobiłam wczoraj pole z funkiami. Podpatrzyłam tego typu rozwiązanie na innej działeczce, którą z nieskrywaną zazdrością i uznaniem obserwuję. Wybraną ziemią wyrównuję nierówności mojego terenu. W sumie to była praca zespołowa. Misiek wykopał i rozłożył starą ziemię, dosypał nowej, ja ograniczyłam się do sadzenia.
Te dwie największe funkie są od Niego :), reszta z odzysku po poprzednich właścicielach mojej działki. Bo u mnie nic się nie może zmarnować.


Wczoraj w ziemi wylądowały też maliny i cebulki mieczyków. Z mieczykami już w poprzednim roku mieliśmy pierwszą przygodę, z powodzeniem. Co prawda, nie wszystkie cebulki nam wtedy wzeszły, ale była to zdecydowana większość. No i sadziliśmy cebulki tak trochę na wariata, czego żałowaliśmy w późniejszym czasie, bo niektóre mieczyki rosły krzywo. Dlatego wczoraj starałam się zrobić to dokładnie.
Mam nadzieję, że malinki się przyjmą. Na owoce trzeba będzie pewnie poczekać do przyszłego roku, ale to zleci szybciej niż nam się wydaje.


A truskawki mają już pierwsze owoce. Hurra!! W poście z 1 maja zamieściłam zdjęcie mojej okrąglutkiej rabatki truskawkowej jeszcze z duża ilością pustej przestrzeni, z wyznaczonym wówczas zadaniem do dalszego zagospodarowania jej, czyli dokupienie sadzonek. Tydzień później poletko zapełniło się.


Moje pomidorki i agrest



A bez tak pięknie kwitnie i pachnie.


Cudów u mnie nie ma, ale robi się coraz ładniej.   


I mamy fajne miejsce na grillowanie :)
 

A w weekend zaliczyłam też wycieczkę nad morze...
  



A co u moich pociech?
Zbliżają się wakacje i czuć to nie tylko w powietrzu ale przede wszystkim w rozleniwieniu córek moich. Nic im się już nie chce, ani chodzić do szkoły, ani lekcji odrabiać, ani uczyć. Potrzebna jest ta przerwa. Syn edukację już zakończył. Maturę też mamy za sobą. Dwa ustne egzaminy zdane, a na wyniki pisemnych czekamy do lipca. Przed nim jeszcze egzamin zawodowy w czerwcu. Wszystkie możliwe szkoły za nim. Chyba, ze na studia pójdzie. Ja na razie widzę, że sam nie wie co robić. To znaczy na studia chce iść, ale ostateczną decyzję, wybór uczelni i miasto użalenia od wyników matury.
A w wolnym czasie (gdy mu się zachce) robi nam takie pyszności. W końcu kucharz, no nie. Szkoda, ze tak rzadko....


poniedziałek, 16 maja 2016

Biesiadowanie

W zimowe miesiące piszę raz miesiąc a teraz co tydzień. Ale to chyba naturalne, bo teraz w temacie działkowo - ogrodniczym więcej jest do opisania, bo więcej się dzieje.
Cały miniony tydzień codziennie jeździłam po pracy na działkę, czasami na dłużej, a czasami na chwilę. Ale musiałam. Ciągnie mnie tam. Znaczną część czasu niestety pochłaniają mi dojazdy do mojego zielonego zakątka, bo bez autka to jednak jest dużo dłużej. Samochodem docieram tam w 10-15 min, autobus przez całe miasto jedzie pół godziny. Cały miniony tydzień była piękna, iście letnia pogoda. Przyjemnie się spędzało czas na dworze, nawet w pocie czoła. Dlatego, żeby móc więcej zrobić w piątek wzięłam urlop i prawie cały dzień przeznaczyłam na pracę ogrodowe. A przy okazji złapałam trochę opalenizny :)
Jeszcze przez południem zniknęły pozostałości po szklarni. Czekało mnie więc porządkowanie terenu. Niestety nadal większość czasu pochłania mi oczyszczanie istniejących nasadzeń. Wynajduję bowiem wśród trawy jakieś roślinki, których nie che zmarnować i dlatego ręcznie usuwam chwasty i trawę, która wokół rośnie. Mozolna praca. Efekty marne. Dwa dni czasem porządkuje jeden kąt, a w tym czasie zarasta mi cała reszta. Może ja źle to robię?

W piątek wieczorem zaprosiłam swoją paczkę z pracy. Był grill, biesiadowanie, ale też praca. Nie planowałam zaganiać ich do roboty, ale to samo jakoś tak wyszło. Skosili trawkę, posadzili mi kwiatki, które stały już od tygodnia w doniczkach i czekały, wycięli stare drzewa, a na koniec rozpaliliśmy ognisko i wszystko zniknęło. Jest dużo lepiej. W jeden wieczór wspólnie zrobiliśmy więcej niż ja sama robiłabym przez tydzień. Chyba muszę częściej ich zapraszać ... ha ha. Jedyny problem to brak toalety.....

A tak poza tym to super było. Pośmialiśmy się, pogadaliśmy, pośpiewaliśmy....

poniedziałek, 9 maja 2016

Rozstanie ze szklarnią

 Widok ogólny na działkę od strony wejścia. 
Jak na razie jedyny kolorowy akcent to hamak....

Szklarnia rozebrana.
A w związku z tym działka przedstawia obraz nędzy i rozpaczy. Z daleka oczywiście jest pozornie nieźle ale w moim odczuciu ble. Pod drzewem szyby, na trawie stos desek, na miejscu szklarni chwastowisko. Na razie nie można było tego wywieźć, bo rozpoczął się proces elektryfikacji działek i alejka moja rozkopana więc dojazd z przyczepką był niemożliwy. Leży więc sobie to wszystko i czeka na kolejny piątek, gdy zostaną otwarte bramy.
A poza tym w zasadzie nic nowego. Rośnie sobie wszystko powoli, ale jakoś tak to jest mało satysfakcjonujące dla mnie. Ja niestety nie należę do zbyt cierpliwych i nie umiem czekać. Gdyby wszystkie działki były takie jak moje albo gdyby inne działki miały wysokie ogrodzenia uniemożliwiające podglądanie i obserwowanie to pewnie bym nie wpadała w panikę i przygnębienie. Niestety jednak zanim dojdę od bramy do swojej działeczki to mijam po drodze inne - wypielęgnowane, dopieszczone, równiutkie, śliczniutkie.
Myślę wtedy sobie: Kiedy u mnie tak będzie?
Znajomi - żartownisie odpowiadają: Będzie, będzie - na emeryturze.  Ha ha ha.
Ale kiedy ja nie chce czekać tak długo. Ja już chcę, żeby było ładnie, kolorowo, równiutko.
Ale to wymaga dużego nakładu pracy i czasu albo pieniędzy. Bo albo będę tam siedzieć całymi dniami jak emeryci i grzebać w ziemi po kilka, kilkanaście godzin dziennie albo zatrudnię firmę, która zrobi tam raj w krótkim czasie. W jednym przypadku potrzeba dużo czasu, w drugim dużo pieniędzy. Nie mam ani jednego ani drugiego. Więc na efekty trzeba będzie poczekać.
W miniony weekend była u nas giełda ogrodnicza. Zaszalałam. Kupiłam pelargonie, surfinie, dalie, aksamitki, truskawki i pomidory. Z tymi ostatnimi to oczywiście tylko w ramach eksperymentu. Żadnego pola ani nawet zagonka nie będzie. Kupiłam trzy sadzonki, po jednej z każdej odmiany i dla zabawy i na próbę i dla przyjemności dla dziecka najmłodszego, posadzę i zobaczę co z tego wyjdzie. Najchętniej dałabym to w doniczki duże, ale nie wiem czy tak można.
W sobotę pogrillowałam z córkami, fajnie było. Zwłaszcza teraz gdy okazyjnie i zdobycznie powiększyłam swój dobytek ogrodowy o stół z odzysku. Ktoś się pozbywał, miał na przemiał a ja poprosiłam o darowiznę i na działkę jest jak znalazł. Jest zdecydowanie większy od tego plastikowego, który służył nam dotychczas, więc wygodniejszy.
Na miejscu rozebranej szklarni marzy mi się wiata z miejscem do wypoczynku, czytania, jedzenia, leżakowania, itp. Ale to jeszcze długa droga.









Rok temu posadziłam w maju 5 łubinów.
Jak widać tylko jeden się przyjął.
Może w tym roku zakwitnie

 Takiego miłego gościa miałam w piątek na działce
 
 grusza 

 jabłoń 

niedziela, 1 maja 2016

Roczek ogródka

Wróciłam. Zielono mi. hahaha.

Majówka pracowita. Więc osobiście nie wiem co to długi weekend. Ale czas na pracę w ogródku znalazłam. Wpadłam wiec do mojego osobistego raju, usiadłam na ławeczce i zadumałam się. I przeraziłam. Czym? Ano ogromem pracy jaka jest tam do wykonania. Wczoraj minął dokładnie rok jak otrzymałam symboliczny klucz do mojej działki. Rok za mną. Cztery pory roku. Zrobiłam obchód po moich włościach i doszłam do wniosku, że niewiele się tu zmieniło jak na tak długi okres czasu. Rok temu było tam mleczowisko i... jest nadal. Pojawiły się nowe roślinki, bo trochę posadziłam. Są nowe hortensje, róże, wrzosy. Posprzątałam śmietnik w chatce, naprawiłam dach i płot, wydzieliłam mini pole truskawkowe. Ale w zasadzie nic więcej. A tyle miałam planów.
Może w tym roku coś się uda zrobić. Może to dobrze, że nie wszystko jest tak od razu. Mam cel. A ponadto to co przychodzi z trudem to daje później większą satysfakcję.
Nadal jest szklarnia do rozebrania. Ktoś pomyśli, że szkoda jej. Ale ja w pomidora bawić się nie che. Jeszcze nie teraz. Za mało czasu. Ten zielony zakątek ma służyć rekreacji. Warzywa to nie jest jeszcze moja bajka. Choć nie ukrywam, że na pewno kiedyś zjem własną rzodkiewkę, fasolkę, szczypiorek. Ale uprawa wymaga czasu, którego ja obecnie mam niewiele. Poza tym szklarnia, którą mam jest już mocno zniszczona, spróchniała i grozi zawaleniem. 
Na miejscu szklarni marzy mi się wiata obsadzona na bokach kwitnącymi pnączami, czyli oczywiście clematis. To miałoby być miejsce do letniego wypoczynku. Stół, leżaki, drewniana podłoga. Pomysł jest, gorzej z wykonaniem, a raczej z wykonawcami, bo sama tego nie dam rady zrobić. Samo rozebranie tej starej szklarni to już jest wyzwanie.
Wciąż nie mogę zdecydować co dalej z domkiem. Czy uzbieram pieniądze na postawienie nowego i dlatego ten na razie zostawić tak jak jest? Czy jednak reanimować go?, bo nowy domek to przecież spora inwestycja. Zapytuje często siebie czy mi potrzebny nowy i większy skoro dla mnie jest to tylko miejsce do przechowywania narzędzi, leżaków i innych sprzętów. Na działkę chodzę tylko wtedy, gdy jest ładna pogoda, bo kręci mnie przebywanie na świeżym powietrzu. Więc po co mi większy domek skoro i tak tam nie przebywam? Ale z drugiej strony szałas o wymiarach 2,5 x 2,7 to naprawdę niewiele. Trudno tam się swobodnie poruszać gdy wszystko jest w środku. A na to wszystko składa się szafka, stół, parasol ogrodowy, plastikowe krzesła, leżaki, kosiarka, różnej maści narzędzia ogrodnicze, wiadro, konewka, wąż ogrodowy, worki z ziemią, kora, doniczki, itp, itd. Sporo tego jak na te niecałe 7 metrów powierzchni. Nadal więc rozmyślam nad jego losem.
Zimny kwiecień w tym roku opóźnił nieco pewne procesy przyrodnicze. Np. jeszcze nie kwitną kasztany, a matura już za 3 dni. Ale przyroda sobie poradzi i nadgoni stracone dni.

Moja grusza i jabłonka

Truskawkowe pole w skali mikro i makro (zadanie: dokupić sadzonki :)
"Idą" róże i hortensja
Mleczowisko przed skoszeniem
Choć i tak odrasta w zabójczym tempie

I na koniec takie oto słodziaki....


Może jutro pogrillujemy......