sobota, 25 czerwca 2016

Mamy lato :)

Jest piękne lato. Temperatura powyżej 30 stopni, żar z nieba się leje. Ale jest fajnie :) Dzisiaj przed meczem spędzilam z moimi dziewczynami niecałe 2 godziny na działce i to wystarczyło żebyśmy się lekko podsmażyły. Pomysł z wypadem nad morze został zamieniony na dzialke. To miłe dla mnie, że dzieci chcą tam spędzać czas.
Jeżdżę prawie codziennie do mojego Królestwa, bo nie chce żeby mi upały zniszczyły roslinki. Jak na razie dzięki mojemu systematycznemu podlewaniu wszystko pięknie rośnie i kwitnie.
W tygodniu urodziły nam się 2 nowe pomysły związane z działką.
Pierwszy na zbudowanie szopki-przebudówki, do której będzie można pochować narzędzia by zyskać miejsce i porządek wewnątrz domku.
Drugi pomysł dotyczy obicia nowymi deskami naszego małego domku. Na razie  (i pewnie jeszcze dlugo) nie stać nas na postawienie nowego domku. Więc uznaliśmy, że spróbujemy zreanimować ten, który mamy. Deski będą z odzysku, więc koszty nie będą aż tak wysokie. Napewno trzeba będzie kupić impregnat. Po zreanimowaniu starego stołu uznaliśmy, że dobrze nam to wyszło i warto iść tą drogą dalej. Stąd ten pomysł na ratowanie domku. Jak się to uda to zrobię zdjęcia i pokaże.
Widząc moje pożarte dalie, a następnie próby skonsumowania funkii postanowiłam wypowiedzieć wojnę ślimakom. Wysypałam wczoraj magiczny niebieski proszek i mam nadzieję, że to pomoże.
Choć jeden był całkiem uroczy. Tutaj na stole i mojej nodze


A dziś oglądałam mecz. Co za widowisko. Jakie emocje. Jeszcze chyba nigdy, a napewno od dawna nie zaszlismy tak daleko na  Euro. Nie jestem wielką fanką sportu. Nie siedzę przed telewizorem przy każdym spotkaniu sportowym. Ale, gdy grają Nasi nic innego się wtedy nie liczy. Trzymam za nich kciuki. Wiem, że teraz jest im to szczególnie potrzebne, bo przed nimi coraz trudniejsi przeciwnicy.

A to moje wieczorne dzialeczkowe widoczki


piątek, 24 czerwca 2016

Truskawkowy finisz....

Jakoś w tym roku nie zdążyłam nacieszyć się truskawkami, a ponoć już się kończą. U nas na Pomorzu zawsze wszystko jest trochę opóźnione w stosunku do centrum kraju, a zwłaszcza południa.
W ubiegłym roku truskawek było tyle w naszym domu, że wręcz czuliśmy przesyt. Kupowałam je w ilościach hurtowych ze sprawdzonego miejsca i zawsze od tego samego sprzedawcy. W zasadzie kilka razy w tygodniu wracałam do domu z dwoma łubiankami truskawek, co w przeliczeniu na kg dawało cyfrę 4. Kilka razy w tygodniu 4 kg to kilkanaście kg. Mieliśmy więc prawie codziennie koktajle truskawkowe, często makaron z truskawkami i śmietaną, ciasta i desery z truskawkami, zrobiłam też duuużo konfitur truskawkowych i jeszcze dwa razy więcej poszło do zamrożenia.
A w tym roku jakoś ubogo. Jak tylko się pojawiły kupiłam dwa razy po koszyczku truskawek. Oczywiście po długim wyczekiwaniu na te owoce od razu wszystko zostało skonsumowane na bieżąco. Nic jeszcze nie zamroziłam, nic nie zamknęłam w słoiczkach...
Codziennie wypytuje o truskawki w moim stałym punkcie ale nie ma.... :( Większość ich zbiorów idzie do skupu, a tylko nadwyżka przeznaczona jest do takiej "detalicznej" sprzedaży. 
Ostatnio były w piątek, ale w tak niewielkiej ilości, że poszły od ręki.... Ponoć to dlatego, że dużo padało ostatnio.
Więc czujemy niedosyt..... Chcemy więcej !!!!
W związku z tym, że ostatnio rozkochałam się w fotografowaniu i wszystko staram się zachować w pamięci za pomącą obiektywu to mam też sesję truskawkową.....








Mniam.....
Moje działkowe to są w takich ilościach ze od razu w terenie zostają skonsumowane. Juz nawet pomyśleliśmy żeby powiększyć truskawkowe pole .... haha
U nas tropikalne upały. Kocham moja działeczkę ale w taki upal to ciężko cokolwiek robić. Sil nie ma albo szybko się kończą. Pojadę wiec dziś wieczorem popodlewać, a jutro mam plan, ze może pojadę nad morze!!! spróbuje złapać trochę wakacyjnej opalenizny.
To cudownie, ze morze mam tak blisko !

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Wszystko rośnie...

Pisze tego posta już kolejny dzień. Chyba pierwszy raz mi się zdarzyło pisać tak na raty.
Szalone wakacyjne upały się skończyły. Trochę nam popadało. I dobrze. Potrzebne to było. Jak to fajnie określił mój Miły automatyczne zraszanie nam się włączyło :).
Biegam do mojego Raju kiedy tylko mogę. Oczywiście zawsze z aparatem :)

A w życiu zamęt. Jakieś koło wszystko zatoczyło i wróciło do punktu wyjścia. Znów mam powtórkę z rozrywki... Jak to mówią są lata chude i lata tłuste... Mnie znów przyszło wrócić do tych chudych.
Dam radę bo muszę, bo nie ma innego wyjścia.
Na szczęście zieleń, z którą obcuje na co dzień ma zbawienny wpływ na moją duszę....


























Tak bardzo bym chciała, żeby zawsze wszystko układało się po mojej myśli. Ale wiem i rozumiem, że tak się nie da. Słońce cieszy szczególnie mocno po niepogodzie. Dzień cieszy po nocy. Dlatego tak bardzo cenimy szczęście, gdy nam się coś nie układa.
Ale żeby nie było, że tylko marudzę to jeden życiowy zakręt mi się wyprostował. Ten zakręt ma na imię matematyka i jest ściśle związany z moją straszą córką. Na szczęście obyło się bez poprawki w sierpniu. Kamień z serca. A drugi wypadł z portfela... :) Korepetycje to kosztowne przedsięwzięcie. No cóż, trzeba było ratować dziecko...
Za parę dni wakacje.... Odpoczniemy wszyscy.
Od porannego wstawania.
Od odrabiania lekcji.
Od pośpiechu.
Od nadmiaru obowiązków.
Od rannej kolejki do łazienki.
Od sprint-owego biegu do papierniczego na 5 min przed zamknięciem....

Zasłużyliśmy na odpoczynek :)

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Szukam swojego talentu...

W wolnych chwilach .... Stop!
Aż sama się uśmiechnęłam na to sformułowanie....
To ja mam jakieś wolne chwile???
Ano czasami przed zaśnięciem w łóżku.
Zanim mi powieki spadną to czasem przeglądam inne blogi na lapku w łóżku, czasem przeczytam parę stron książki, czasem jakiś film obejrzę, choć raczej robię sobie z filmów seriale, bo potrafię jeden np. 2-godzinny film w 3-4 częściach oglądać.
No więc ... w wolnym czasie podczytuje inne blogi, oczywiście zawsze w pierwszej kolejności te, które śledzę regularnie i zaglądam tam, żeby zobaczyć co nowego u nich słychać. Ale też wyszukuje sobie nowe, które czytam od początku i dotarcie do aktualnych czasów zajmuje mi czasami wiele dni regularnego podczytywania. I tak właśnie odkryłam Jagodowy zagajnik. Znów z zazdrością patrzę na zdjęcia i życie ludzi, którzy mają to szczęście mieszkać w domu z dużą działką pod lasem.
Ale moją uwagę też przykuwa talent autorki tego bloga, która robi cudne rzeczy praktycznie ze wszystkiego i z niczego.

I tak sobie myślę: Czy ja coś nietypowego potrafię robić? Czy jestem beztalenciem? Czy ja mam jakieś uzdolnienia? Jakieś ukryte talenty? Jednoznacznej odpowiedzi nie mogę udzielić. Bo tak naprawdę nie wiem. Gdybym spróbowała coś robić i to by mi nie wyszło, to by znaczyło, że nie umiem. Ale ja nawet jeszcze niczego nie próbowałam. A zazdroszczę, bo podobają mi się u innych własne wytwory - rękodzieła np. patynowane, decoupage, stolarskie, krawieckie, kulinarne, etc., etc. A czymże ja mogłabym się pochwalić? Jak na razie niczym wyjątkowym...
Mam tendencje do zbieractwa starych przedmiotów, rzeczy codziennego użytku, np. tekstyliów, porcelany, starych mebli, obrazów lub samych ram.
W piątek w moim sklepiku z używanymi art. pochodzenia zagranicznego kolo domu - do którego zaglądam zdecydowanie częściej niż do jakiegokolwiek innego sklepu - wypatrzyłam dwie ramy, które od razu wpadły mi w oko. Na razie odłożyłam, bo nie wiedziałam jak je podpicować, a następnie zagospodarować, tak by nie szpeciły, a cieszyły domowników. Ale dziś chyba po nie wrócę. O ile jeszcze będą...
A tak poza tym to mam sporo wyzwań do zrealizowania w plenerze. Naprawa płotu. Taras. Kąciki i rabaty kwiatowe czekają na płotki. No i jeszcze pomysł z dekoracyjną studzienką ...
Mogłabym kupić gotową, ale to drogo.
Mogłabym zlecić wykonanie znajomemu stolarzowi, który zrobiłby to może w ramach zajęć z uczniami, ale to długo.
A ja chce jeszcze mieć ja przed wakacjami. Zrobiłam więc dokumentację fotograficzną, tej którą obserwuje na co dzień w pracy i przymierzam się do działania.

A chodzi o coś mniej więcej takiego.....


Ostatnie dwa tygodnie naznaczone były ważnymi wydarzeniami. 31 maja we wtorek pochowałam babcię. Nie mam już nikogo z pokolenia dziadków. Ona była ostatnia z rodziców moich rodziców. Piękny wiek - rocznik 1924, prawie 92 lata. To była jedyna już tylko, spośród znanych mi blisko osób, która pamiętała wojnę.A w związku z tym, że pochodzę z innego regionu to miałam okazję spotkać się z dawno niewidzianą rodziną.
A w minioną środę 8 czerwca mieliśmy ważną uroczystość - moja starsza córka przyjęła Sakrament Bierzmowania. W związku z tym, że całą rodzinę mamy daleko i w naszym mieście mieszkamy sami to córka miała bardzo kameralną uroczystość, wśród najbliższych, mama i rodzeństwo.



poniedziałek, 6 czerwca 2016

Wypoczynek, który zmęczył

Wczoraj wróciłam ze weekendowego spływu kajakowego. Płynęliśmy Brdą. Impreza sportowo - rekreacyjna w gronie kolegów z pracy i ich rodzin. Było super! Opalenizna zdobyta. Siniaki również :) Dzieci zadowolone. I choć wyjazd miał służyć relaksowi i wypoczynkowi to wróciłam bardziej zmęczona niż gdy wyjeżdżałam. Takie są skutki uboczne przedawkowania świeżego powietrza, hahaha :)
Ale pomimo zmęczenia znalazłam jeszcze siły by posprzątać po powrocie mieszkanie i zajrzeć wieczorem do Raju. W pracy dziś się dziwili skąd ja na to biorę siły, bo wszyscy którzy byli tam ze mną padli wcześnie wieczorem i poszli przysłowiowo spać z kurami.
Zjadłam wczoraj pierwsze własne truskawki. Na razie tylko kilka sztuk, ale zawsze.
Bez już przekwitł, ale piwonie godnie przejęły jego rolę i zdobią ogródek. Zakwitły też w czasie weekendu róże. Inne szykują się do startu. A posadzone, sprezentowane dalie rosną w oszałamiającym tempie. Wczoraj zauważyłam też, że wychodzą już z ziemi pierwsze mieczyki. Na razie dopiero zauważyłam kilka sztuk z posadzonych ponad 100 !
W poprzedni weekend wybraliśmy się na wycieczkę do sąsiedniego miasta do OBI. Wróciłam z kolejnymi sadzonkami borówek, hortensji, bluszczu. A u nas dokupiłam jeszcze maliny.
Tak więc na mojej działeczce pojawiają się kolejne nasadzenia i coraz bardziej mi się tu podoba. Dostałam też zamówienie na agrest. Jeden już mam - wersję czerwoną, ale Miły bardzo chce zielonego, więc będzie :)
Pogoda jest prawdziwie wakacyjna. Cały maj był bardzo ciepły, wręcz upalny, często po ok. 30 stopni. I tak jest nadal. Od dawna temperatura nie spadła poniżej 20-kilku stopni. A pod koniec minionego tygodnia mieliśmy trochę burzowych opadów, więc przy takim słoneczku i zastrzyku wody wszystko teraz pięknie rośnie i nadrabia straty po zimnym kwietniu. Jest pięknie!!


Róże niedawno jeszcze wyglądały tak.....


A tak wyglądają obecnie....




Jak już wcześniej wspominałam z posadzonych w ubiegłym roku 5 łubinów w różnych kolorach przyjął mi się tylko ten jeden, ale za to jaki piękny jest :)

 

Już wiem, że ten kwiatek to orlik pospolity. I pomyśleć, że w ubiegłym roku zanim zakwitł kosiłam go razem z trawą sadząc, że to chwast. W tym roku przypadkiem się uchował i to tylko dlatego, że rósł sobie zbyt blisko altanki i moja ręczna kosiarka go nie dopadła. A dopiero gdy zakwitł ujrzałam całe jego piękno....



To jest zdjęcie sprzed kilku dni, bo obecnie już mamy codziennie po kilka czerwonych i ze smakiem zjadamy...


A to jest nasze najnowsze dzieło...
Ostatecznie uporządkowałam i dokończyłam rabatę przy wejściu na działkę, obok furtki. 
Usunęłam chwasty, posadziłam trochę kwitnących wieloletnich i mam nadzieję, że jak urosną to będzie pięknie :)
Cała rabatka ma pofalowany brzeg i nieregularny kształt. To celowy zabieg, gdyż nie lubię rzeczy prostych, od linijki jak to się mówi. Ziemię przekopałam, część usunęłam, dosypałam nowej, tam gdzie rośliny tego wymagały zakwasiłam torfem. Obok rosnących tu już wcześniej piwonii, floksów i tui (po poprzednich właścicielach) oraz dosadzonych przeze mnie rok temu łubinu i dwóch hortensji, posadziłam dodatkowo w tym roku hortensję ogrodową i bukietową, rudbekie i dalie. Na koniec wyściółkowałam korą i szyszkami.


Godnym uwagi jest fakt cudownych relacji pomiędzy działkowcami. Nie wiem czy tak jest wszędzie, ale ja miałam to szczęście, że po sąsiedzku z moją działką otaczają mnie przesympatyczni ludzie. Z lewej i z prawej mam fantastycznych dwóch starszych panów, z którym ucinam sobie czasami miłe pogawędki. To od jednego z nich dostałam parę tygodni temu kilka bulw dalii. Szczerze mówiąc, gdy je zobaczyłam nie zrobiły na mnie miłego wrażenia. Wyglądały nieciekawie, a nawet w moim odczuciu robiły wrażenie jakiś takich zasuszonych, pomarszczonych, nawet wątpiłam, że cokolwiek z nich będzie... Nie miałam jednak śmiałości i sumienia starszemu Panu odmówić, bo widziałam, że chce mi zrobić przyjemność. Więc wzięłam i posadziłam. Jakież więc było moje zdziwienie i pozytywne zaskoczenie, gdy klika dni temu zauważyłam że z ziemi jednak wychodzą listki!!!! Każdego dnia są coraz większe. Czekam teraz na pąki i kwitnienie. I czekam na spotkanie z moim miłym Panem Sąsiadem, by móc mu podziękować za podarunek (a tak na marginesie muszę przy okazji zdobyć się na śmiałość i zapytać Go jak ma na imię, żeby już dłużej nie mówić o nim tak bezimiennie)
Od innej sympatycznej Pani, z którą nasze działki stykają się narożnikami dostałam sadzonki pomidorków koktajlowych. Ja generalnie się nie "bawię w uprawy", ale również nie miałam sumienia odmówić i rosną :)
A wczoraj dostałam od innej działkowej sąsiadki trzy główki sałaty, bo tak jej obrodziła, że sama zaproponowała, że chętnie i z przyjemnością się podzieli. A jak usłyszała, że dzięki temu podarunkowi dzieciom do szkoły kanapki zrobię ze świeżą sałatą, to tym bardziej się ucieszyła :)

A to kajakowe wspomnienia.....