czwartek, 24 marca 2016

Ocalić od zapomnienia

Zupełnie przypadkiem trafiłam w internecie na artykuł o starym pałacu na Wielkopolsce, który stoi i niszczeje. I mimo, że od tamtego wieczoru minęło już parę dni to ten temat siedzi mi nadal cały czas w głowie. Bo ten temat zahacza o to, co można by określić szumnym pojęciem marzenia, satysfakcją, spełnieniem.
Wiele takich dworków, pałaców stoi pustych i marnieje w oczach, bo czas nie ma litości dla nich.
Kocham wszystko co retro. Kocham styl dworkowy, stare meble, tkaniny, porcelanę, itp. Lubię wystrój w dawnym stylu, kocham piękne stare ogrody i parki.
Moim marzeniem jest żeby móc "zaopiekować się" takim starym, niechcianym, opuszczonym miejscem. Tyle tych dworków i pałacyków żyje gdzieś z dala od ludzi. Znam jeden taki pałacyk osobiście. Mój ojciec pochodził z pewnej małej wioski na Wielkopolsce, w której kiedyś przed wojną mieszkali Niemcy. W tej wiosce spędzałam u dziadków każde święta, ferie, wakacje, itp. I w tej wiosce stoi pałacyk po pewnym Wilhelmie. Po wojnie w tym pałacyku wydzielono mieszkania, a w jednym z nich mieszkała moja mała towarzyszka dziecięcych zabaw na wsi - Danusia. Spędzałam z nią tyle czasu ile się dało, i na ile babcia mi pozwoliła. Biegałam po tych pałacowych schodach i holach, bawiłam się w przypałacowym parku. I dlatego znam ten pałac, bywałam tam często i mam do niego sentyment. Po liceum poszłam na studia, przestałam jeździć na wakacje do babci, Danusia wyszła w tzw. międzyczasie za mąż i wyprowadziła się z pałacyku. Wkrótce ja też założyłam rodzinę, osiadłam daleko. Od swojej rodziny wiedziałam, że pałacyk zaczął pustoszeć z czasem. Kolejni mieszkańcy się wyprowadzali. Potem był pożar i część pałacyku uległa zniszczeniu. Wyszukałam sobie informacje na temat tego pałacyku w Internecie i okazało się, że kupiło go niedawno jakieś małżeństwo za ok. 250 tys dzięki zastosowanej bonifikacie. Tak więc choć jeden taki obiekt ma szanse na uratowanie.
 

A co z tymi pozostałymi? Dlaczego takie piękne miejsca muszą niszczeć jeszcze bardziej? Wiem, że tego typu obiekty zazwyczaj położone są na obszarach wiejskich, wiem że gmin nie stać by je remontować, dbać o nie, no i brak pomysłu co dalej z nimi. Dobrze byłoby więc gdyby poszły w prywatne ręce, które mogłyby zadbać o ich stan. Sama zajęłabym się taka jedną małą ruiną, by ocalić ją przed całkowitym upadkiem. Ale kogo w PL stać na zakup takiego obiektu, później jeszcze na remont, a następnie utrzymanie? Żeby uratować taki obiekt potrzeba ogromnych pieniędzy, nie tylko na zakup i remont, ale też na dalsze funkcjonowanie. Ogrzanie takich kubików to zapewne fortunę pochłonie. Wiele osób inwestuje pieniądze w taki obiekt, by później tam hotel, pensjonat czy restauracje założyć. Ale nie każde miejsce można w taki sposób później eksploatować, bo nie każda lokalizacja jest korzystna na ewentualne późniejsze pozyskanie klienta.
Jak np ten poniżej, położony niedaleko mojego miasta. Pałac jest piękny, ale zbyt duży jak na "zwykłą rodzinną posiadłość"....




Takich miejsc jest w naszym kraju bardzo dużo,a  ja rozczulam się nad każdym z nich o którym wiem.

Poniżej przykłady dwóch uratowanych i zagospodarowanych obiektów w okolicy mojego miejsca zamieszkania, które znam i odwiedziłam osobiście.



A mnie się marzy taki stary mały dworek na uboczu, otoczony starym parkiem. Dworek parterowy, wykusze, okiennice, ganek, klomb, lipowa aleja, stare kasztanowce, mały staw. Ocaliłabym choć jedno takie miejsce od zapomnienia.... Wpuściłabym życie w te mury i wypielęgnowała zielone otoczenie. Historia jak w Ranczu, a właściwie w Sokulach.

Albo taki poniżej.... Drewniany.... Kryty strzechą..... Oszalałam chyba - zapewne ktoś pomyśli.

Ale dla mnie jest to poza zasięgiem. Nie mam takich funduszy. A nawet gdyby jakiś bank odważył się pożyczyć mi taką fortunę, to nie mam dochodów na poziomie wystarczającym na spłacenie kredytu.
Tak więc zadowalam się życiem w innym starym miejscu, które dzięki dbałości administratora i mieszkańców wciąż jest w dobrym stanie. Bo przyznaje, że wiele innych, starych kamienic w mojej dzielnicy zostało wyburzonych i na ich miejscu powstały nowe budynki tzw. plomby. Są ładne, dopasowane w stylu do okolicznych starych domów. Moja kamienica jest szarobura, nijaka i czeka na nową elewację. Mam nadzieję, że już niedługo to nastąpi, bo wiele innych w pobliżu zostało już odnowionych.
W moim starym mieszkaniu mam parę starych mebli. Oczywiście nie wszystkie. Szanuje gust i upodobania dzieci i w ich pokojach jest nieco bardziej nowocześnie. Ale kuchnia, salonik i mój pokój jest już nieco bardziej retro. Mieszkam tu dopiero 4 lata i mniej więcej tyle czasu zbieram te rzeczy więc moja "kolekcja" nie jest imponująca.
Pierwszym nabytkiem - i nadal jednym z bardziej lubianych - był komplet 4 dębowych stylowych krzeseł. Do ulubionych należą też dwa dębowe fotele i moje ukochane stare łóżko. Takie o jakim zawsze marzyłam - dębowe, szerokie, z grubym materacem i zdobionym zagłówkiem.
Oprócz starych murów i mebli, lubię też stare serwety, koronki, hafty oraz porcelanę.
Marzy mi się stary kredens, bieliźniarka, ech.... Mam cel :)

środa, 23 marca 2016

Gdzie ta wiosna???

21 marca to dla mnie zawsze magiczna data. Rozpoczęcia żadnej innej pory roku tak nie celebruję jak właśnie pierwszy dzień wiosny. Tym razem tak się złożyło, że nawet urlop w tym dniu miałam. Oczywiście urlop pojawił się z innego powodu niż świętowanie przybycia wiosny, ale pogodziłam jedno z drugim.

Pierwszy dzień wiosny był słoneczny, wiosenny, wczorajszy jeszcze bardziej, a dziś ?? Ulewa!! Deszcz o tej porze roku to nic dziwnego i w sumie chyba nawet jest pożądany. Ale żeby od razu ze śniegiem?

A w weekend zaliczyłam mały wypad na działkę. I uwieczniłam moje, osobiste, własne ...
 krokusy.


Żonkile też szykują się już do startu  


piątek, 18 marca 2016

Przedwiośnie

Znów mam kolejny wpis po około miesiącu przerwy. Nie planuję tego, nie odmierzam czasu, nie liczę dni ani tygodni. Samo tak wychodzi, naturalnie i w sposób niezamierzony. Widać z tego, że jak mijają te 3-4 tygodnie to zaczyna się we mnie odzywać wewnętrzny głos nawołujący do pisemnego  wygadania się. I chyba tak jest dobrze.

Wiosna idzie. Myślę nawet, że już przyszła. A jeśli nie, to na pewno jest bardzo blisko. Przysłowiowo Ameryki nie odkryję twierdząc, że wokół widać jej oznaki - przebiśniegi, krokusy, dłuższy dzień, itp. Ale zimie chyba się u nas podoba, bo nadal próbuje nam pokazać, że jeszcze się nie pożegnała. Wczoraj rano np. skrobałam szybki w aucie. Jednak z pewnością to jej ostatnie podrygi. Z anielską cierpliwością znoszę te jej nieudolne próby zaakcentowania swojej obecności. Choć niektórzy straszą zimną Wielkanocą.

A co u nas?
Niby jak zawsze to samo. Praca, dzieci, dom...... dom, dzieci, praca. Takie już to życie. Czekam z utęsknieniem na moment, gdy do tej wyliczanki dodam słowo działka. Od wakacji odwiedziłam działeczkę raz w święta Bożego Narodzenia i następnym razem byłam w drugiej połowie lutego. Oczywiście - zważywszy na tę porę roku - były to krótkie odwiedziny. Już się nie mogę doczekać kiedy skoszę trawkę, wysieje lub posadzę kwiatki, wypiję kawkę na świeżym powietrzu.

W życiu zawodowym małe zmiany, oczywiście dla potencjalnego obserwatora niedostrzegalne. Psuje mi się atmosfera w pracy. Koleżanki są oczywiście super i z tego punktu widzenia wszystko jest dalej znośne. Ale zmienia się powoli nastawienie władzy. Jakieś dziwne insynuacje, komentarze. Może jestem przewrażliwiona i źle odbieram pewne zdarzenia, a może wmawiam sobie coś. Poza tym, odkryłam, że coś takiego jak zwykła ludzka wdzięczność najwyraźniej istnieje tylko w moim osobistym kodeksie moralnym.

Dla odprężenia - zmiana tematu. Pod koniec lutego miałam szkolenie. Miejsce oddalone było tylko kawałek od mojego domu wiec wybrałam się tam pieszo, wziąwszy pod uwagę fakt, że zawsze jest tam problem ze znalezieniem miejsca do zaparkowania. Przed 9.00 zaliczyłam spacer przez park. I Bogu dziękowałam za podsunięcie pomysłu o rezygnacji z samochodu w tym dniu. Oto widoczki które uwieczniłam.







 A poniżej wyrazy pamięci związane ze Świętem Kobiet. 





A poniżej moja działeczka - wersja późnozimowa lub przedwiosenna (luty). 
Krokusów jeszcze nie było.