piątek, 15 stycznia 2016

Poświątecznie

Dłuuugo mnie nie było. Co nowego?
Dieta bezcukrowa padła. Święta mnie złamały. Uwielbiam mak z bakaliami. Wiec nie potrafiłam się oprzeć "makiełkom" (to kluski z makiem). Zresztą makowiec też kusił. I piernik, i pierniczki. Uwielbiam te typowo świąteczne słodkości. Nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia bez nich. A jak już się złamałam to teraz trochę podjadam.

 Dzieło moje i najmłodszej.
Jeszcze przed lukrowaniem. Ponad 150 szt.

Ogólnie do świąt zgubiłam (przez 2 miesiące bez cukru i przy dużym ograniczeniu spożywanych posiłków) prawie 5 kg. Bez ćwiczeń. Teraz mam jakieś 1,5 kg do przodu, wiec w ogólnym bilansie i tak jest 3,5 kg mniej. Pod choinkę dostałam od dzieci płytę do ćwiczeń na xboxa. Sama sobie taką zażyczyłam. Musze w końcu zacząć. Trochę mnie ogranicza lenistwo, ale głównie brak czasu. Przyznam szczerze, że dużo jestem poza domem. A trudno ćwiczyć w pracy, w sklepie, itp.

Noworocznych postanowień nie robiłam. Wyrosłam z tego już parę lat temu. Bo jak coś ma się zmienić to i tak się zmieni. Nic na siłę. Jest jak jest i tyle.

Sercowo jest ok. Coś się poplątało, coś innego wyprostowało. Zapanował względny spokój i stabilizacja. Jest fajnie.

Jeszcze święta i końcówka grudnia były nadal bardzo ciepłe jak na tę porę roku. W drugi dzień świąt zajrzałam na działeczkę. To moja pierwsza zima na działce. Było cudnie. Słoneczko, ponad 10 stopni ciepła, tylko mokro strasznie bo wcześniej padało i zalało wiele działek. Moją trochę tez choć nie tak bardzo jak inne. Znalazłam nawet kwitnące stokrotki i prymulki.
Uwieczniłam te widoczki.
 Moja podtopiona działeczka pod koniec grudnia




 a poniżej kwitnące stokrotki 27 grudnia!!!


Zima przyszła wraz z Nowym Rokiem. Przymroziło, pośnieżyło. W końcu zmieniłam opony na zimowe. W ostatnią niedziele byłam z synem na nartach w Wieżycy. Fajnie było, choć ta górka, jak na nasze umiejętności i potrzeby, jest zdecydowanie za krótka. Ale i tak warto było. Szkoda, że to drogie przedsięwzięcie, bo częściej byśmy jeździli. Łącznie z paliwem i karnetami puściłam jakieś 1,5 stówki. A to i tak mało, bo synuś z racji tego, że sobie dorabia za swój karnet i wypożyczenie butów sam zapłacił. Chwała mu za to!!!

Przedwczoraj natomiast wybrałam się z synem po garnitur. Mamy w tym roku maturę i studniówkę za dwa tygodnie. Szczerze mówiąc - mimo, że przez wiele lat byłam mężatką - to nigdy nie uczestniczyłam w zakupie garnituru dla dorosłego mężczyzny. Do ślubu Były kupował z matką. A potem nigdy innego nie kupowaliśmy, bo nie było potrzeby, bo okazji do zakładania też nie było. Na ślub siostry Były szedł już z nową damą i to zapewne ona towarzyszyła mu podczas zakupów.

Zakup garnituru to naprawdę przedsięwzięcie. Nawet poczułam się doceniona, że syn zabrał mnie jako doradcę a nie swoją dziewczynę. Syn wygląda świetnie. Konto bankowe natomiast mizernie. Dobrze, że miałam zaskórniaki na oszczędnościowym na ten cel, bo z bieżących funduszy to nie dałabym rady. Mimo, że synuś partycypował częściowo w kosztach, to i tak z mojej strony poszło ponad 5 stówek. Dobre z niego dziecko. Gdyby nie miał pieniędzy, to przecież zapłaciłabym za całość od siebie. Zakichany obowiązek rodzica. A jednak dołożył. Zrekompensuje mu to jakoś.

Poniżej wstawiam kilka fotek ze świątecznego spaceru do lasu w Boże Narodzenia 2014.  Przypomnijmy sobie jak powinien w Polsce wyglądać świat na święta w grudniu