czwartek, 16 lutego 2017

Byle do wiosny...

Połowa lutego już za nami. Faza mrozów minęła. Oby bezpowrotnie.
Od początku tygodnia w ciągu dnia mamy prawdziwie wiosenną aurę. Wczoraj mój termometr w aucie pokazywał 15 stopni. Jednak w nocy nadal mocno mrozi, co widać każdego ranka na szybach aut.

Migawki z minionego tygodnia.

W piątek po pracy zawiozłam starszą córkę na rekolekcje. Wieczorem babskie spotkanie połączone z tańcami. Było super.

Sobota do południa w pracy. Potem kuchenne rewolucje razem z najmłodszą. A wieczorem maraton z hobbitem (seans filmowy).

W niedzielę od rana ciąg dalszy kuchennych dywagacji, potem wycieczka po córkę i wizyta na dworcu PKP - przyjazd syna. Przy okazji, czekając na przyjazd pociągu, w dworcowym sklepiku z prasą zakupiłam pierwsze ogrodnicze gazetki. Już przygotowuję się mentalnie do prac wiosennych na działce.

W niedzielę zaliczyłam też eksperyment z pizzą. Przy wałkowaniu całkiem przypadkiem wyszedł mi kształt serca. No i dobrze. Uznaliśmy, że to z okazji już zbliżających się walentynek, a poza tym w domu święto, bo syn przyjechał akurat tego dnia.



W poniedziałek synuś zaprosił mnie po pracy na obiad do naszej dobrej (i niestety drogiej) włoskiej restauracji. Mamy ich tu kilka w naszym mieście, ale ta jest jedną z dwóch lepszych, które testowałam. Poza tym przez kilka miesięcy po maturze syn pracował tam jako kelner, więc niejako "od kuchni" zna to miejsce i jestem pewna wysokiej jakości. Spędziliśmy urocze 1,5 godziny mając czas tylko dla siebie i mogąc spokojnie przedyskutować wiele rożnych spraw. 
Przy okazji muszę nieskromnie przyznać, że dobrze wychowałam swoje dziecko. Już parę dni wcześniej zapytał mnie czy mam plany na poniedziałkowe popołudnie i czy mogłabym kawałek tego dnia zarezerwować dla niego. Odpowiednio wcześnie zarezerwował stolik i to na taką godzinę, abym zdążyła wrócić z pracy i miała jeszcze chwilę na jakieś małe ogarnięcie. Mój młody mężczyzna ubrał na tę okoliczność koszulę, by nadać temu spotkaniu eleganckiego wymiaru. Do tego pyszne jedzonko i nawet deser. Czułam się naprawdę wyjątkowo. 


Wtorek czyli walentynki zupełnie inne niż zazwyczaj.

Uczciłam to święto wizytą w ogródku.

Ziemia jeszcze zmarznięta. A poza tym wszystko ok. Oczywiście sporo jest do posprzątania po zimie i sporo do zrobienia. Ale to akurat mnie cieszy. Lubię przebywać na świeżym powietrzu. A im więcej jest do zrobienia, tym więcej czasu tam będę mogła spędzać.
Zrobiłam parę zdjęć. Szczególnie drzewom, bo muszę przemyśleć temat przycięcia owocowych. Dwie jabłonki są duże i gęste. Chce je przerzedzić. Nie potrzebuje aż tylu jabłek, szczególnie gdy są tak małe.
 jedna jabłonka

 i druga tzw. papierówka

śliwa
 grusza

orzech włoski

Wczorajsza środa, dzięki urlopowi w połowie wymiaru dniówki oraz dzięki przepięknej pogodzie była cudownym dniem. Wybrałam się do Kołobrzegu. Zrobiłam mały rekonesans w Brico, którego u nas nie ma oraz odwiedziłam hurtownię ze wszystkim prawie czyli Mirpol. Wróciłam do domu z nowym ręcznikiem i ściereczkami oraz pięknym storczykiem, które uwielbiam. 


Wieczór spędziłam z Lubym, a nawet zostałam na noc. Teraz, gdy są ferie mogłam sobie na to pozwolić w środku tygodnia, bo nie muszę rano robić kanapek i pędzić z najmłodszą do szkoły. 

Tak więc dzisiejszy, wspólny poranek był wyjątkowo miły. 
I ten dzień jest dziś dodatkowo umilony wpływem "13" na konto.
 I jeszcze znów pięknie świeci słonko. 
I jeszcze przyszła paczka - plecaczek, torebki i kilka sweterków. 

A za tydzień Tłusty Czwartek :-)

Z utęsknieniem czekam na marzec, i choć wiem że w tym miesiącu mogą się zdarzyć jeszcze mrozy, a nawet i śnieg - to wierzę głęboko, że wiosna blisko, bo jest to miesiąc kalendarzowo zaliczany jako wiosenny. 
W końcu 21 marca pierwszy dzień wiosny!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz